W środę 26 maja, mimo toczącej się wciąż wojny domowej w Syrii odbędą się wybory prezydenckie. Przeciwko urzędującemu prezydentowi Baszarowi al-Asadowi startuje dwóch kontrkandydatów.
Pierwszym kontrkandydatem jest Abdullah Sallum Abdullah, polityk oraz członek Socjalistycznej Partii Unionistycznej. Drugi to Mahmud Ahmad Marei, były członek opozycyjnego Narodowego Frontu Na Rzecz Wyzwolenia Syrii.
Zarówno większość opozycji jak i państwa zachodnie uważają, że wybory są organizowane jedynie na pokaz i trudno oczekiwać, aby w obecnych warunkach były faktycznie wolne. Zwraca się też uwagę, że mogą one poważnie zaszkodzić rozmowom pokojowym z ugrupowaniami opozycyjnymi.
Syryjczycy przebywający za granicą mogli głosować w syryjskich ambasadach w kilkunastu krajach - w tym w Polsce - już 20 maja.
Kilka państw uznaje jednak wybory za legalne. Wczoraj do Syrii przybyła delegacja parlamentarna z Iranu, która ma nadzorować przebieg głosowania. W kraju będą obecni również reprezentanci m.in. Armenii, Rosji czy RPA.
Mimo wątpliwości co do uczciwości jutrzejszego głosowania, w ostatnich tygodniach w Syrii trwała kampania wyborcza. Urzędujący prezydent starał się załagodzić nieco frustrację w społeczeństwie, narastającą z powodu niezmiennie złych warunków życia. Zdecydowano się m.in. na podwyżkę płac dla pracowników państwowych.
15 marca minęło 10 lat od wybuchu wojny domowej w Syrii. Mimo opanowania większości kraju przez siły rządowe, w wielu regionach konflikt nadal trwa.