Głód - ale tym razem bez jedzenia

image.png
Jezioro Złotnickie

Po co mi to było, nie wiem? Po co wychodziłam z domu? Właściwie trochę napisałam o tym wczoraj, ale dzisiaj postanowię to nieco rozwinąć, zarzucić swego rodzaju kotwicę w czasie.

Już od jakiegoś czasu czułam znużenie. Chciałam w okolicach urodzin znaleźć sobie nowe hobby - wrotki - ale no przy pierwszej przejażdżce upadłam, podparłam się i rozwaliłam łokieć (skończyło się na temblaku na szczęście). Wszystkie radosne plany włącznie z urlopem musiałam wywalić do kosza, bo jedyne co byłam w stanie to wyć po nocach z bólu. Jak tylko ogarnęłam się na tyle, że mogłam funkcjonować w miarę normalnie (m.in. jak się dobrze przekręcać w wannie żeby móc z niej wyjść i nie wyciąć orła), to wrócił do mnie głód jakiejś nowej aktywności. Naturalnie wrotki czekały w szafie na lepsze czasy, musiałam znaleźć coś zupełnie innego. Skończyło się na pójściu do pubu z nieznajomą ale umówioną bandą ludzi. Brzmi znajomo (tu - nawiązanie do tego wydarzenia @pkocjan/spotkanie-steemian-katowice-szczegoly ).

Przyznam, że bawiłam się całkiem dobrze nawet jeśli byłam cichą łamagą. Od tamtego czasu w miarę regularnie spotykamy się albo w pubie albo na mieście w ramach różnych wydarzeń. Uzupełniam potrzeby kulturalne, poznaję nowe tematy. Jeśli tylko uda mi się odzyskać dane z poprzedniego telefonu to napiszę więcej o jednej z wycieczek jaką sobie urządziliśmy - chociaż przyznam, że jak na razie wydaje się to karkołomnym zadaniem bo sprzęt nie współpracuje. Dlatego też nie ma za bardzo zdjęć, wszystko zostało na starym telefonie, a on się na mnie ewidentnie obraził.

Wracając - podczas jednego ze spotkań padła propozycja pół zorganizowanego wyjazdu w góry. Z jednej strony myślę sobie - co taka kluska jak ja może robić w górach - chyba tylko się toczyć. Z drugiej organizator miał przygotować prostą trasę przyjazną dla początkujących. No cóż, moja wewnętrzna plotkara chciała się wyrwać i posłuchać czegoś ciekawego to pojechałam. Czy trasa była prosta? Może byłaby, gdyby nie ulewa.

image.png
Tuptusiałam? Tuptusiałam! Dzielnie obeszłam całe jezioro, którego zdjęcie jest na górze.
Panu organizatorowi chciałam nogi z tyłka powyrywać ale skończyłam na wytknięciu upierdliwości. Nie chciałam być agresorkiem, wystarczył mi status powolnej kluski. Bezpośrednio po tej wyprawie rzeczywiście byłam zła i rozdrażniona, ale im więcej czasu upłynęło, tym bardziej czułam jak moje niezadowolenie ulatuje. Niby fajnie, niby spoko, sęk w tym że to wszystko zastępowały chęci do wyrwania się z nory.

Teraz został mi głód, wolałabym nie budzić tego co smacznie spało. Sęk w tym, że nie potrafię teraz wysiedzieć w swoim mieszkaniu jak wcześniej. Nie jest istotne to, że uwielbiam to miejsce, że czuję się bezpiecznie w środku, to wszystko jest nic nie znaczy. Zawsze czegoś brakuje, jakiejś akcji, dymów. Nie, freaki to nie jest to czego szukam. Zachciało mi się wyjść do ludzi to teraz mam. Dziwnie mi z tym wszystkim, bo nie jestem do tego przyzwyczajona. Czy to tylko tymczasowy zryw? Nie mam pojęcia, może tak będzie, a za jakiś czas wrócę do standardowego piwniczenia. Na razie jednak wydaję się być odporna na jesienny zjazd i po prostu chcę być.

Tylko tyle i aż tyle.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center