Dzisiejszy wpis będzie krótki. Poparu intensywnych dniach zasługuję na chwilę odpoczynku. Wczorajszy dzień był naprawdę fajny, w szczególności parę ciekawszych rozmów, które oczywiście przypadkowo sprowokowałem.
Cóż, nie oduczę się nigdy mówić tego, co myślę. I bardzo dobrze!
To, że wpis będzie krótszy, nie znaczy, że będę o czymś lekkim. Wracam do mojego zielonego bloczku, na którym zapisałem potok myśli z pewnego baaardzo ciężkiego dnia.
Do dzieła!
Porozmawiam o kontroli swoich emocji. Przez długi czas myślałem, że co jak co, ale kontrolę swoich emocji mam dobrze oponowaną. Z badań osobowości wynikało, że mam niską neurotyczność i niską niestałość emocjonalną. Często potrafiłem sobie radzić w ciężkim sytuacjach.
Ale ostatnio troszku mnie to nie wyjchodziło.
Zrozumiałem, że to, co się tak naprawdę działo, to nie dobra kontrola emocji, ale bycie dobrym w ich ignorowaniu. Uczucia po prostu był spychane na lewo, a ja zajmowałem się rzeczami, które były na prawo.
Miało to swoje negatywne efekty. Pojawienie się frustracji, złości, wybuchy, nagły olbrzymi smutek i rozgoryczenie było efektem tego, że te zepchnięte emocje o sobie przypominały.
Nie będę wchodził w dalszejsze szczegóła, opowiem po krótce o tym, co się działo: gdy nagle popadałem w gorszy stan, wszystkie te rzeczy wychodziły na wierzch. Dlaczego? Nie miałem siły ich trzymać. Jako, że mi się bardzo nie podobał stan w jakim się znajdowałem, moja mądra głowa starała się znaleźć jakiś a to zamiennik, a to zapychacz, a to zapominacz tego, co się dzieje, lub, gdy frustracja była poza jakąkolwiek kontrolą, wybuchałem, co przynosiło rozładowanie. Przez wybuch nie chodzi mi o to, że zaczynałem krzyczeć, być niemiłym, agresywnym. Byłem w panice. Zacząłem robić cokolwiek, nawet rzeczy, których się bałem, tak długo, jak miałem nadzieję, że może to jakoś pomoże.
Przestawałem się bać konsekwencji moich działań bardziej niż konsekwencji stania w tym stanie.
Oczywiście, ten sposób myślenia jest zły. Bo ja, jako zwykły człowieczek, mam swoje emocje. Nie chcę spłycać, ale to są m.in. sygnały typu "Hej, tu spójrz, coś tu się dzieje!"
Gdy przeżywam przez coś mocne emocje, oznacza to jedno: jest to dla mnie ważne. Zależy mi na tym. Stąd jest ten strach. To sygnał do działania. Ale przez złe nawyki, złe przeżycia, nauczyłem się, że jeżeli zignoruję te emocje, to będę w stanie jakoś funkcjonować. I narastało tego coraz więcej, śnieg padał i padał, aż zbił się w lód, który pokrywał wszystko z wyjątkiem paru wystających skał. Zantarktydozowałem samego siebie.
Co w tym wszystkim najgorsze, przez pewien czas naprawdę myślałem, że tę knagę na swoje jestestwo założyłem sam. Że to był mój świadomy wybór. To nie prawda. Ona została na mnie założona.
Ale dobra wiadomość jest taka:
Da się ją zdjąć.
Tyle na dzisiaj. Trzymajcie się! Miłego dzionka!