Czy brak przygód z PKP zawsze jest dobry?

IMG_8485.JPG

Od kilku lat opisuję swoje przygody z PKP. Wyładowuję tym samym swoje frustracje związane z koniecznością podróżowania koleją. Zwykle są to opóźnienia lub sytuacje, w których pociąg staje w szczerym polu i stoi 2 godziny. Oczywiście mogę się pocieszać, że zawsze mogło być gorzej (inni stali 7), ale marne to pocieszenie. I może to marzenie ściętej głowy, ale chciałbym dożyć kiedyś chwili, gdy pociągi w Polsce będą punktualne i będę mógł pojechać na koncert bez konieczności wyjeżdżania dzień wcześniej.

IMG_0946.JPG

Pociąg-tygrys w Rzeszowie.

Oczywiście są sfery, gdzie widać znaczny progres. W ciągu ostatnich lat znacznie poprawiła się sytuacja taboru kolejowego. Stare pociągi zostały wymienione na nowe Elfy. Stosunkowo rzadko zdarza mi się już jeździć tygrysami bez gniazdek elektrycznych. Większość składów ma też biletomaty, choć ostatnio dość często mam do czynienia z sytuacją, że z Rzeszowa startuje pociąg Kolei Małopolskich, którego biletomat ma "wgrane" jedynie miejscowości położone w Małopolsce. Z Rzeszowa więc nie można kupić biletu. Co najwyżej z Rzezawy. Na szczęście konduktor zawsze chętnie wypisuje bilety i nie pobiera za to opłaty.

IMG_8486.JPG

Peron 2 na stacji kolejowej w Damaszku Europy.

Ale dlaczego w ogóle o tym piszę? Otóż wróciłem ostatnio do Tarnowa, czyli można powiedzieć - do punktu wyjścia. Gdy bowiem w 2015 roku powstawało Królestwo Bez Kresu też mieszkałem w Damaszku Europy, dojeżdżałem do Rzeszowa, a przygody z PKP spisywałem dla potomnych. Ostatnio uświadomiłem sobie jednak, że jest coś gorszego niż przygody z PKP. A mianowicie ich brak spowodowany... likwidacją połączeń. I tutaj w porównaniu z 2015 rokiem sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. Ostatni pociąg mam obecnie o 20.29. Kolejny o 4:23. Gdyby jeszcze były autobusy... ale praktycznie ich nie ma, bo jedyny Neobus o 1:30 teoretycznie zatrzymuje się w Tarnowie, ale de facto na jego obrzeżach, co mnie zupełnie nie urządza. Inne nawet tam nie stają. Trochę przypomina mi to mój pobyt na Łotwie w latach 2006-2007. Mieszkałem wtedy w "środku nigdzie", w małej wiosce do której prowadziła fatalna droga. Tam ostatni autobus odjeżdżał o 19.00. I tu pojawia się pytanie: Czy Damaszek Europy naprawdę aspiruje do poziomu pół-tysięcznego Sece, z drogą która jest jedynie halucynacją?

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center