Singham (Singham) 2011
Gdyby ktos mi kiedyś powiedział, że obejrzę film z Bollywood, wyśmiałbym go zanim dałby radę skończyć zdanie. Cała śpiewająco-tańcząca otoczka tych widowisk wywoływała u mnie jedynie niepożądane odruchy. Do chwili, w której zobaczyłem ten fragment...
Koncept wydał mi się na tyle zabawny, że namierzyłem Singhama na Netflixie.
Prosta historia, którą wszyscy widzieli już wiele razy - ostatni sprawiedliwy policjant w świecie przeżartym przez korupcję. Ponieważ nasz hinduski bohater jest praktycznie niezwyciężony, wszystkie jego plany się ziszczają a zło zostaje przykładnie ukarane. W tym filmie wszystko jest przerysowane: bohater, złoczyńca, romans w tle a nawet przyszły teść Singhama a jednak, założywszy, że taka jest konwencja tego kina, ogląda się go dość przyjemnie. Oczywiście nie znam żadnego z aktorów ale wydaje mi się, że taka przeszarżowana gra jest tam na porządku dziennym więc wykonali swoją robotę bardzo dobrze.
Podsumowując, film ma co najmniej kilka świetnych momentów (bandziory bite pasem, fruwające samochody, itp.). Rzecz jasna są też bollywoodzkie tańce i śpiewy, gdy aktorom nagle zupełnie zmieniają się głosy. Ogólne wrażenie zdecydowanie na plus, będę musiał sprawdzić drugą część.
Moja ocena 7/10.