Ulubione albumy muzyczne - Possessed "Seven Churches" 1985

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnej notce dotyczącej zespołu Possessed. W sumie to była jedna notka, lecz ją podzieliłem na dwie części, ponieważ wyszło sporo tekstu. W części drugiej zajmę się ich debiutancką płytą "Seven Churches", która ma status kultowej i uchodzi za pierwszy death metalowy album. W sumie ta część miała być pierwszą i jedyną, lecz postanowiłem przybliżyć sylwetkę Possessed i... wyszło jak wyszło. :)


W czwartek 25 kwietnia 2019 roku przyszła do mnie przesyłka ze sklepu Rockmetalshop.pl, a mianowicie coś takiego... Kto zna? Ręka w górę?

IMG_20190425_164803.jpg

Egzemplarz płyty, który udało mi się zakupić to zremasterowana cyfrowo wersja i wydana 27 sierpnia 2012 roku przez niemiecką wytwórnię Century Media Records Ltd.

Do zakupu tej płyty przymierzałem się od dawna, lecz dostanie jej w Polsce w poprzedniej dekadzie graniczyło z cudem. Teraz dzięki sklepom internetowym zakup takiego plugastwa nie jest problemem.

Jak już wspomniałem w poprzedniej części notki oraz we wstępie, debiutancki album zespołu Possessed - "Seven Churches" z 1985 roku ma status płyty kultowej i uchodzi za pierwszy album death metalowy, a sam zespół Possessed za prekursorów gatunku jakim jest death metal. Chociaż zdania ekspertów od muzyki metalowej są podzielone, gdyż niektórzy uważają iż "Seven Churches" za thrash metal, a za pierwszy album death metalowy uważają płytę "Scream Bloody Gore" zespołu Death, wydaną prawie dwa lata później, bo 25 maja 1987 roku. Też słyszałem takie określenie, że "Seven Churches" to deathrash, ale co ja się znam na muzyce. Ja tylko słucham. :)

Pierwszy raz o zespole Possessed dowiedziałem się w okolicach 2007 roku, kiedy ich sparaliżowany były wokalista Jeff Becerra reaktywował kapelę w nowym składzie. Najprawdopodobniej przeczytałem o nich w czasopiśmie "Teraz Rock" lub "Metal Hammer", gdyż czytałem je w tamtym czasie. Wtedy nie miałem pojęcia o istnieniu takiej kapeli, chociaż miałem za sobą epizod katowania brutalnej odmiany death metalu. Dowiedziałem się wtedy, że Possessed właśnie byli pionierami death metalu, a ich płyta "Seven Churches" uchodzi za... cholera, powtarzam się. :) Z ciekawości chciałem sprawdzić ich muzykę i ściągnąłem sobie ten ponoć kultowy album z mniej legalnego źródła (najprawdopodobniej z Chomikuj lub torrentów). W tamtych czasach z dostępnością tego typu muzyki były problemy, nie to co teraz, że zamówicie dowolny album w internecie i za kilka dni macie go w domu. Jak po raz pierwszy odpaliłem ten album, to wywaliło mnie z butów. Z miejsca "Seven Churches" stał się jednym z moich ulubionych albumów. Przyznaję się, że od tamtego czasu słuchałem tego albumu chyba z 1000 razy jak nie więcej i cieszę się, że w końcu posiadam swoją legalną kopię.


Informacje ogólne

IMG_20190425_143153.jpg

Geneza nazwy albumu sięga Nowego Testamentu, a dokładniej Apokalipsy Świętego Jana. Księga ta wymienia siedem kościołów (tzw Siedem Kościołów Apokalipsy), znajdujących się w Anatolii (obecnie jest to Azja Mniejsza, czyli zachodnie wybrzeże Turcji). W skład siedmiu kościołów Apokalipsy wchodziły : Pergamon, Efez, Smyrna, Tiatyra, Sardes, Filadelfia i Laodycea. A sam Święty Jan miał doznać wizji w kościele znajdującym się na greckiej wyspie Patmos, leżącej na Morzu Egejskim, w pobliżu zachodniego wybrzeża Turcji.

Album "Seven Churches" był nagrywany wczesną wiosną, na przełomie marca i kwietnia 1985 roku przez wytwórnię Combat Records. Powodem szybkiego tempa pracy było to, iż członkowie zespołu byli bardzo młodzi i uczęszczali jeszcze do szkoły średniej. Jeff Becerra i Larry LaLonde mieli po 16 lat gdy nagrywano "Seven Churches". Do nagrywania płyty wybrano okres przerwy wielkanocnej. Producentem albumu był Randy Burns, który także grał na instrumentach klawiszowych w otwierającym płytę utworze "The Exorcist" i dziewiątym "Fallen Angel".

Okładka albumu jest skromna, lecz rozpoznawalna wśród fanów thrashu i death metalu. Widzimy na niej czarne tło jakby nieskończoną otchłań. Na górze umiejscowiono logo zespołu zaprojektowane przez Vince'a Stevensona. Jest ono "ulepszone" względem logo, które mogliśmy widzieć na demówce "Death Metal". Przedstawia ono gotyckie, płonące czarne litery, które układają się w słowo POSSESSED. Odizolowane są one od tła okładki czerwoną grubą otoczką. Z pierwszej litery P ciągnie się diabelski, zawijany ogon. Natomiast druga litera O przykrywa biały odwrócony krzyż.
Poniżej przedstawiony jest tytuł albumu SEVEN CHURCHES, namalowany czerwoną czcionką, lecz w takim... chińskim stylu.

Jak nietrudno się domyślić po designie okładki, tytułach piosenek, oraz tekstach utworów, zespół dotykał treści o tematyce satanistycznej i okultystycznej. Płyta ta, jak i sam image zespołu wzbudzał sporo kontrowersji. Zespół był oskarżany za propagowanie okultyzmu i satanizmu.


Skład

IMG_20190501_060327.jpg

Jeff Becerra − wokal , gitara basowa
Larry LaLonde − gitara
Mike Torrao − gitara
Mike Sus − perkusja
Randy Burns − instrumenty klawiszowe w utworach 1 i 9


Utwory :

I. The Exorcist (4:51)
II. Pentagram (3:34)
III. Burning in Hell (3:10)
IV. Evil Warriors (3:44)
V. Seven Churches (3:14)
VI. Satan Curse (4:15)
VII. Holly Hell (4:11)
VIII. Twisted Minds (5:10)
IX. Fallen Angel (3:58)
X. Death Metal (3:14)

Całkowity czas płyty : 39:21.


Album otwiera utwór "The Exorcist", który rozpoczyna się 30 sekundowym intro granym na instrumentach klawiszowych przez producenta albumu Randy'ego Burnsa. Melodia grana w intro to nic innego jak słynny motyw muzyczny z filmu "Egzorcysta" Williama Friedkina z 1973 roku. Jak ktoś bardziej interesuje się muzyką, ten wie, że w motywie muzycznym z "Egzorcysty" wykorzystano pierwsze akordy słynnego albumu... "Tabular Bells" Mike'a Oldfielda także z 1973 roku. Z resztą "Tabular Bells" uważam za arcydzieło i "dzwony rurowe" też są jednym z moich ulubionych albumów. Tylko jak to opisać i zrecenzować. Trudno w to uwierzyć, że to arcydzieło Mike'a Oldfielda miało problemy ze znalezieniem wydawcy, a gdy w końcu się udało, to z pomocą przy jego promocji przyszedł film... Nieważne, wracamy do "Seven Churches". :) Po 28 sekundach tego wstępu następuje około dwusekundowe przejście i wchodzi ostry, szybki thrashowy łomot z darciem mordy przez Jeffa Becerrę.

Praktycznie cała płyta to taka thrashowa napierdalanka z prostym schematem budowy utworów. Praktycznie zero wstępu (poza kilkoma wyjątkami), thrashowy łomot i zero wyszukanych outro. Po prostu tutaj chyba wszystkie utwory się urywają w mgnieniu oka. Chyba żaden utwór nie kończy się klasycznym fade-outem, czyli efektem przyciszania dźwięku na końcu piosenki. Jedynie mamy efekt fade-in, czyli stopniowe przygłaśnianie dźwięku podczas grania intro z "Egzorcysty" na początku. Aż wstyd się przyznać, słuchałem tego albumu z tysiąc razy, ale nigdy nie zwróciłem uwagi na to, czy piosenki kończą się fade-outem. Ale chyba nie. :)

Drugi utwór na płycie "Pentagram" otwiera wymawiany tekst ze zmodulowanym i zniekształconym, demonicznym wręcz głosem. Niestety nie jestem w stanie rozszyfrować co ten głos mówi, ale na pewno nie mówi nic o tęczy i o miłości. :) Gdy słyszy się ten głos, to od razu przychodzi na myśl film "Egzorcysta" i scena jak ten ksiądz staje na wprost posągu, przedstawiającego starożytnego demona (wyleciało mi z głowy jak on się nazywał) i w tle było słychać taki diabelski głos. Po tym krótkim wstępie następuje thrashowy łomot. Aż nabrałem ochoty, by znów obejrzeć "Egzorcystę", dawno nie oglądałem.

Dziewiąty utwór "Fallen Angel" rozpoczyna się powolnym intro, w którym słyszymy bicie dzwonów imitowane grą na syntezatorze przez Randy'ego Burnsa, a w tle towarzyszy gitarowy riff. W demo "Death Metal" z 1984 roku piosenka ta nie ma tego efektu bicia dzwonów, tylko sama gitara. Po tym wstępie następuje thrashowy łomot.

Bardzo też mi się podoba piąty, tytułowy utwór "Seven Churches", który jest bardzo szybki i w którym występuje taki szybki, psychodeliczny wręcz riff na gitarze.

Gdyby ktoś chciał sobie przesłuchać ten album:


Podsumowanie

IMG_20190501_060221.jpg

"Seven Churches" jest jednym z moich ulubionych albumów w ogóle, do którego lubię od czasu do czasu powrócić. Bardzo się cieszę, że mogę posiadać w swojej kolekcji oryginalny egzemplarz.

W czasach obecnych muzyka zawarta w tym albumie raczej nie powinna szokować słuchaczy metalu. Natomiast w 1985 roku kiedy wyszła ta płyta, według wspomnień wielu ludzi, to był szok. To było coś nowego, coś świeżego, to było ekstremum muzyki metalowej. Nikt wtedy nie grał tak szybko, a o agresywnym wokalu nie wspominam. Do tego cegiełkę dołożyła satanistyczna otoczka. Może to i dobrze, że wtedy nie wyszedł "Unreleased 1985 Album" zespołu Master, bo mógłby zmieść "Seven Churches" z powierzchni Ziemi. Ale tego nigdy się nie dowiemy. Album ten przetarł szlak do bardziej ekstremalnego, szybkiego i brutalnego grania. Na pewno takie zespoły jak : Morbid Angel czy Cannibal Corpse wzorowały się na debiutanckich albumach Possessed czy Death.

Jeśli chodzi o brzmienie tego albumu to jest bardzo dobrze. Jak na debiutancki krążek mało znanego metalowego zespołu, który był nagrywany w połowie lat 80, jest zajebiście. Nie jestem audiofilem i jakoś nie wyczuwam różnic względem poprzedniej, pirackiej wersji, jaką posiadałem. Wydaje mi się, że przy remasteringu dodali trochę decybeli i tyle. Nie ma przesterów, ani przesady z basami. Da się to głośniej słuchać.

Jeśli chodzi o wydanie płytowe, to mi się bardzo podoba. Mamy tutaj klasyczny, plastikowy box, jakie były powszechne w latach 90, a nie tekturowe książeczki, których nienawidzę (chyba, że są w twardej oprawie). W środku mamy płytę CD wzorowaną na wygląd okładki. Wierzch płyty pomalowany jest na czarno i nadrukowano na nim logo zespołu oraz tytuł albumu.

IMG_20190501_060240.jpg

W środku mamy także 20 stronicową książeczkę. Na pierwszej jej stronie umieszczono okładkę, natomiast na ostatniej stronie widzimy członków zespołu. Na drugiej i trzeciej stronie książeczki widzimy notkę biograficzną dotyczącą zespołu. Na dalszych stronach książeczki widzimy teksty piosenek oraz zdjęcia członków zespołu w obrazoburczych pozach. Na przykład widzimy Jeffa Becerrę trzymającego odwrócony krzyż. W samym środku książeczki widzimy logo zespołu. Na przedostatniej stronie książeczki widzimy podziękowania dla poszczególnych osób oraz creditsy, czyli nazwiska osób, które wspolpracowały przy powstawaniu płyty. Natomiast na tylnej stronie plastikowego pudełka z płytą widzimy tytuły piosenek, wypisane kolorem czerwonym w tej czcionce stylizowanej na chiński styl. Każda z piosenek ponumerowana jest numerem rzymskim. W prawym dolnym rogu widzimy logo wydawcy, czyli Century Media Records.

IMG_20190425_143217.jpg

Jeśli jesteście normalni, to nie polecam tego albumu. Omijać to obrazoburcze plugastwo szerokim łukiem.

Moja ocena :10/10

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center