Obraz użytkownika Esteban Arboleda Bermudez z serwisuPixabay
Miałem napisać kolejną część Łotewskich Gwiezdnych Wojen.
Napisałem ją szybko, ale muszę jeszcze dopracować ją graficznie.
Znając życie, nie jest to wielki problem. Na kolejne części kosmicznej sagi czeka się wszak latami.
Mogę tylko pomstować że nie napisałem "Imperium Kontratakuje" 9 maja.
Ale gdy jedno imperium zła miażdży drugie i buduje na tym swój wielki bohaterski mit, to głupio by było umniejszać rolę drugiego imperium zła.
Nie o tym dzisiaj.
Dziś o chińskich bajkach.
Przepraszam, o animacjach i komiksach japońskich. Mandze i anime.
Okoliczność o tyle przykra, że zmarł twórca jednego z niewielu tytułów, które starałem się regularnie śledzić.
W wieku zaledwie 54 lat odszedł Kentaro Miura, najbardziej słynący z wielotomowej sagi "Berserk". Historia napisana ze sporym rozmachem, właściwie dwie historie, jeśli nie więcej. Gdy zapoznawałem się z nią 13 lat temu, nie spodziewałem się, że aż tak mnie wciągnie. Tworzenie Berserka było gigantycznym przedsięwzięciem, biorąc pod uwagę obfitujący w detale styl rysowania. Co mnie przyciągnęło w Berserku? Być może to, co swego czasu ogólnie przyciągnęło mnie do japońskich popkulturowych historii rysowano-animowanych.
Kilkunastoletniemu Gustawowi imponowało to, że tego typu historie nie stronią od trudnych tematów. Oczywiście nie wszystkie - dało się jednak odczuć, że animacje puszczane na hyperze albo na canal+ po 22 00 prezentują sobą inny rodzaj rozrywki niż Pokemony czy Dragon Ball, od których skądinąd nie stronię, choć kilkunastoletni Gustaw raczej stronił.
Historie w których nie brakowało tego co widziałem jako trudne prawdy i nieodwracalność konsekwencji pewnych wyborów. Jatka przy tym krwawa lub mniej krwawa, seksu mniej lub więcej, ale zawsze z jakimś przesłaniem (darujcie.).
Jakoś pod koniec gimnazjum zainteresowałem się serią pod tytułem Naruto. Swego czasu na tyle znaną, że raczej nie trzeba jej przedstawiać.
W skrócie - Harry Potter, tylko że czarodzieje nazywają się nindżami, zamiast różdżek korzystają z pięści oraz noży kunai, a główny bohater nie jest nieśmiałym okularnikiem z blizną na czole tylko blondynem z adhd i blizną na brzuchu. Reszta to w sumie szczegóły. Sam autor przyznał się do silnej inspiracji Harrym Potterem.
Cóż, seria to była taka która miała niesamowity urok polegający na tym że potrafi wciągnąć i długo trzymać uwagę widza, dopóki ten nie zorientuje się że tak naprawdę jest to seria w znacznej mierze czerstwa. Niestety pojawił się też problem tak zwanych narutardów czyli ciężkiej w obyciu społeczności fanów serii. Dawali się we znaki zarówno osobom spoza japońskobajkowego świata, jak i fanom innych japońskich bajek.
Nie będę owijał w bawełnę, SAM BIEGAŁEM JAK NARUTO NA WF. Samokrytykę niniejszym składam. Mój werdykt jest taki że seria miała ogromny, niewykorzystany potencjał, a za niewykorzystaniem tego potencjału stoi bezwzględny rynek rysowano-animowanej rozrywki. Gdy natomiast rozpoznałem prawa i schematy obecne na tym rynku, poczułem się na tyle oszukany, że porzuciłem mangozj... mangowariactwo.
Pozostało jednak kilka serii, które śledziłem. Jedną z nich był właśnie Berserk. Wydawana od 1989 roku, jest o rok ode mnie starsza. Dzieli się z grubsza na dwie części. Pierwsza z nich - "Opowieść o Złotych Czasach" (Golden Age Arc) to krwawa historia z gatunku Dark Fantasy. Druga część, "Po Zaćmieniu" przedstawia ewolucję z mrocznej fantastyki w klimaty bardziej baśniowo-melancholijne, ale nie bez śladów klimatu pierwszej części.
Ze względu na dość spore przerwy w publikacji kolejnych rozdziałów, zapoznawałem się z nimi w większych dawkach, co kilka lat. Fani obawiali się, że kres serii nigdy nie nastąpi. Najprawdopodobniej, obawy stały się prawdą - kto mógłby doprowadzić serię do końca? Czy zostały notatki i autor nie kazał ich prewencyjnie spalić?
Do niedokończonego dzieła można podejść różnorako. Poza logicznym wnioskiem, że kontynuację można dopowiedzieć sobie samemu, jest jeszcze kwestia tego, że historia, którą autor stworzył, to nie tylko fabuła z początkiem, rozwinięciem i kolejnymi etapami. Nie zakończył sagi, ale skonstruował świat, w którym ożywił swoją wizję realnych problemów. Ożywił ją dzięki bogatym, charakterystycznym ilustracjom. Wiele pojedynczych kadrów można by było wyciąć i sprawiałyby się świetnie jako oddzielne obrazy. Jak na poziom japońskiego komiksu, technicznie jest to całkiem solidne, a i mogłoby być docenione przez kogoś kto się japońską popkulturą nie fascynuje.
To co zostało z historii, to idea konfliktu, który wykracza poza jej ramy. Być może żadne rozwiązanie na kartach historii nie satysfakcjonowałoby.
Artystów jest wielu, w tym artystów wybitnych. Teraz, gdy dotarła wieść o odejściu Kentaro Miury, warto go wspomnieć. Nie będzie przesadą powiedzieć, że spełnił marzenie każdego twórcy - stworzył coś, co go przeżyło.
Na koniec pozwolę sobie zaprezentować utwór rodaka wspominanego twórcy. Susumu Hirasawa stworzył ścieżkę dźwiękową do kilku adaptacji dzieł Miury.