2020 12 19 - detoks i zwykład o mówieniu o sobie źle

72489004_2786322414735778_46145137218158592_n.jpg

(helikopter z Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej, celem ufajnienia)

Niniejszym udaje mi się napisać drugi wpis od powrotu do blogowania.

Dzisiejszy tekst będzie okazją do podzielenia się przemyśleniami.

Ostatnio robię sobie zadania z pewnej książki która urozmaica życie, proponuje czytelnikowi wykonywanie różnych zadań.

Jednym z zadań było odcięcie się od czytania na tydzień. Ponieważ książka została napisana w latach 70-tych, uznałem że należy to rozszerzyć na inne media.
Tak oto przebyłem detoks. Cokolwiek połowiczny, gdyż nie mogłem się uwolnić od messengera. Ale miał pozytywne efekty. Postanowiłem założyć zeszyt na swoje Największe Projekty i poczułem że wrąbałem się w bagno. Może się jeszcze otworzę kiedyś na ten temat. Niewątpliwie pozytywne było że pojawiło się najwięcej pomysłów od dawna. Takie detoksy można polecić każdemu.

Inny temat który przyszedł mi do głowy na dziś, to potyczki z niską samooceną. Tym razem nie będą dotyczyć starań o jej wzrost (choć podjęcie takich starań byłoby zalecane), a próby identyfikacji problemu.

Zatem dlaczego mówimy o sobie źle? Od razu czuję się w obowiązku zaznaczyć, że przedstawiam oparte na własnym doświadczeniu opinie. Nie można tego podciągnąć pod autorytet specjalistyczny, czy naukowy.

  1. Kokieteria
    To pierwsze, co przychodzi wielu z nas do głowy, gdy ktoś mówi o sobie źle. Standardowy odwrócony mechanizm psychologiczny. Skrytykować siebie, by zyskać pozytywne sygnały od otoczenia. Najczęściej stosowana w środowisku o przyjaznym potencjale.
    Nie dziwi, że tego rodzaju samokrytyka uznawana jest za manipulację.
    Może mieć pozytywny wymiar, jeśli mieści się w ramach konwencji luźnej rozmowy, na przykład kiedy w trakcie flirtu ktoś krytykuje swój dobór biżuterii, czy dania lub napoju.
    Przyjęte jest - słusznie lub nie- że postawa kokieteryjna bardziej przystoi kobiecie. Kobieta może brać sygnały od mężczyzn lub kobiet w otoczeniu. Ocena takiej postawy zależy od natężenia i szczerości. U mężczyzn z definicji oczekuje się pewności siebie. Mężczyzna kokieteryjny przez kobiety zasadniczo wydaje się odbierany jako wariat albo duże dziecko potrzebujące opieki. Generalnie nie jest to pożądane, ani tym bardziej atrakcyjne.
    Gra w samokrytykę i jej odparcie może mieścić się też w ramach protokołu biznesowego, czy politycznego. Jestem pewien że powstało sporo profesjonalnych publikacji na ten temat.
    Interpretacje zjawiska umownie nazwanego kokieterią są mieszane, jednak z lekkim przechyłem na negatyw. Głównie ze względu na zmuszanie kogoś do wejścia w rolę obrońcy, wybawiciela, w tym przypadku jest to narzucenie takiej postawy, nierzadko nieświadome u odbiorcy.

  2. Taktyka obronna
    Mówienie o sobie źle, czyli samokrytyka jako taktyka obronna.
    Przed czym taka taktyka może bronić?
    Otóż, bywa desperackim zabiegiem, mającym na celu wytrącić słowne "argumenty" z rąk oponentów. Taktyka spotykana w toksycznym środowisku, lub środowisku któremu właściwa jest agresja werbalna, a trafia do niego osoba nieoswojona z "zabawową" agresją werbalną (nie ma obowiązku bycia oswojonym w ten sposób).
    Jeśli ktoś w swojej opinii spotyka się z krytyką, to w nowym środowisku, względnie starym, może starać się przenieść ciężar słownego nękania na siebie. Za cenę pognębienia własnej godności, utrzymuje się kontrolę nad sytuacją.
    Choć instynkt podpowiada inaczej, nie jest to taktyka godna polecenia. Bywa skuteczna, ale wysyła komunikat, że ktoś jest podnóżkiem, albo czerpie przyjemność z autoagresji. Tak może to być zrozumiane i może sprowokować agresję - "na pochyłe drzewo każda koza skacze". Niemniej, jeśli ktoś po nią sięga, oznacza to, że występuje problem. Trudno samokrytykę, która łatwo może przejść w autoagresję, interpretować jako chęć zwrócenia na siebie uwagi, dla samej uwagi. W tych przypadkach, gdy jest skuteczna, może spowodować dezorientację, autorefleksję czy zmianę postaw. Ale biada temu, kto ucieka się do tego i tego nie zmieni. Głowa boli na samą myśl o tym, że łatwo utrwalić takie działanie i bezwiednie je w życiu stosować.

  3. Panika

Trzeci wymiar mówienia o sobie źle jest większości z nas znany. Wywołany akurat, gdy mowa o bezwiednym postępowaniu. W momencie, gdy coś się nie układa, gdy widać własne błędy jak na dłoni, a sytuacja jest dynamiczna, każdy ma tendencję do samokrytyki. To absolutnie normalne. Bywa jednak że panika, albo stan lękowy się przedłuża. Interpretuje się sytuację kryzysową pod kątem własnych, negatywnych doświadczeń, albo braku możliwości działania w danej kwestii. Braku posiadania odpowiedniej umiejętności, czy narzędzi. Łatwo stwierdzić, że przez sytuacje kryzysowe, tendencje samokrytyczne potrafią narastać.

Każdy jest własnym, najlepszym krytykiem. Jedni otwarcie się tym dzielą, inni ukrywają to głęboko, często mówi się o ukrywaniu kompleksów przez zwiększoną agresję i pewność siebie interpretowaną z osobna. Jeśli wierzyć w pierwotną potrzebę przynależności do stada, to wiadomo że sami chcemy ukrywać lub usuwać nasze ułomności, tak by nie stały się one powodem odsunięcia na margines, lub poza społeczność. Często to rodzi się, gdy poznajemy reakcje rodziców na nasze błędy, w różnych kontekstach. Jako małe, dwu-trzyletnie dzieci, interpretujemy gniew rodziców jako sygnał alarmowy, że grozi nam opuszczenie przez osoby od których jesteśmy zależni, które dla nas są całym światem. W zależności od całego szeregu czynników, można obrosnąć w twardą skórę i nie wpadać w panikę w sytuacji krytyki, ale nikomu nieobcy jest strach przed popełnieniem błędów, zwłaszcza o permanentnych skutkach.
Wszystkie te elementy mają w sobie wymiar negocjacyjny. Kokieteria służy testowaniu rzeczywistości, desperacka samokrytyka - ochronie przed agresją, panika-pobudzeniu instynktów obronnych i odnalezieniu sposobu na przetrwanie.

Czuję, że piszę jak ciotka klotka. Może zabrzmi to lepiej, gdy podzielę się swoim doświadczeniem.
Gdy byłem mały, ale nie tak bardzo mały, rzeczywistość mnie przerosła. W sytuacjach kryzysowych pragnąłem unikać krytyki i przechodzić do rozwiązania, toteż wyrobiłem w sobie skłonność do brania krytyki na siebie. W połączeniu z założeniem, że każdy siebie ulepsza we własnej wizji, nie czułem się kompetentny by ufać swoim mocnym stronom.
Stąd wyrobił się mój obraz jako człowieka dosyć samokrytycznego, gdy już się odezwie.
Efekt często jest inny, dlatego że samokrytyka jest różnie odbierana, więc w większości się nie odzywam i mówienie o sobie miałem skłonność ograniczać do minimum. W rezultacie dużo osób miało o mnie skrajnie odmienne opinie - albo byłem postrzegany jako ktoś z problemami z samooceną, albo ktoś nadmiernie krytyczny i patrzący na innych z wyższością. Niektórzy to zauważali i z sadystyczną przyjemnością utwierdzali mnie, że tak jest, że mam o sobie zbyt wysokie mniemanie, gdy w rzeczywistości jest niskie. Czułem wtedy że mimo wysiłku jaki wkładam w zwalczanie własnego narcyzmu, zawiodłem. Nie polecam tak się czuć.
Po 30 latach życia niedawno miałem okazję otrzymać w miarę wiarygodne, pozytywne opinie na swój temat. Z czymś takim też trzeba nauczyć się żyć. To są opinie, nie muszą być zgodne z rzeczywistością za każdym razem, ale ich to nie przekreśla.

Cały czas spotykam się z wyzwaniami, nawet nieobowiązkowymi. Od półtora roku ćwiczę sztuki walki i czuję, że jest to orka na ugorze, raz za razem tracę koncentrację, ciągle mam problemy z podstawami. Szczęście w tym nieszczęściu, że instruktor i asystenci to fajni, wyrozumiali ale i wymagający ludzie. Niemniej, każdy trening to wysiłek fizyczny i psychiczny, nie tylko z racji samego treningu i wyzwań, ale i z racji walki z własnym przekonaniem, że się nie nadaję. Nawet jeśli tak jest, to czuję że treningi wywierają na mnie pozytywne skutki i nie warto z nich rezygnować. Taki mam stan na chwilę obecną.

Czas zamknąć to w jakimś podsumowaniu - żyjemy w świecie, gdzie rozrastają się różnice między realnym a wirtualnym. Wizje wirtualne, łatwo dostępne dla konsumenta, skłaniają do uciekania od rzeczywistości, oceniania samego siebie względem tego, jak jest, a jak iluzja podpowiada, że mogłoby być.

Iluzja, według niektórych, najgroźniejsza broń.

W ramach pozytywu - dziękuję za miły komentarz pod ostatnim postem. Gdy dojrzeję do napisania czegoś beletrystycznego do publikacji, będę pamiętać że przynajmniej jedna osoba wyraziła chęć się z tym zapoznać.

Pozdrawiam i do następnego

-Dobry duch tego bloga
dobry duch tego domu który jest duchem d.jpg

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center