Dziennik #285/2024 - wow


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Wychodzę z domu, bo dzieją się fajne rzeczy i to wyszło niespodziewanie. Jak wrócę to wrzucę aktualizację dziennika, bo mogę się przed północą nie wyrobić. Trzeźwe życie jest super, serio.


Że wstałam zmęczona to już mi się nawet nie chce pisać. Jak zwłoki pojechałam do pracy. I niestety w tej pracy puszczały mi dzisiaj nerwy. Wczoraj tak dobrze mi poszło, byłam względnie spokojna i się nie nakręcałam, ale dzisiaj już nie wytrzymałam. Denerwuję się, bo ciągle coś nie działa i wszyscy mają to w dupie. Gdy podnoszę ten temat, że nie jesteśmy w stanie normalnie pracować przez awaryjność sprzętu to ciągle słyszę "popracujesz trochę to się przyzwyczaisz". No jak mam się kurwa przyzwyczaić do czegoś takiego? A poza tym moje kierownictwo znów się dzisiaj popisało ignorancją i niekompetencją, ale już mi się nie chce na ten temat strzępić ryja. Bardzo lubię moją pracę, lubię ludzi, z którymi pracuję i lubię firmę, w której pracuję, ale aktualna sytuacja z kierownictwem sprawia, że chodzą mi po głowie myśli o zmianie pracy, a bardzo bym tego nie chciała. Dobrze, że już weekend.

Wróciłam do domu, powlokłam się na spacer z psem i.. padłam spać. Tak moi drodzy, po prostu padłam. Tak jak stałam tak padłam. Ostatkiem świadomości ustawiłam sobie timer, żeby nie spać za długo, ale i tak pobudka była bardzo brutalna. Nie mogłam się kompletnie rozbudzić i nie bardzo wiedziałam na jakiej znajduję się planecie.

Zjadłam obiad i po fakcie przypomniało mi się, że miałam sobie jeszcze do obiadu usmażyć jajka. Trochę mi to rozjechało dzień jedzenia, bo musiałam nanieść drobne poprawki w Fitatu, ale to nic.

Wieczorem podniosłam swoje truchło do kuchni i wzięłam się za zmywanie naczyń, bo jest ich tyle jakby w moim mieszkaniu mieszkało z dziesięć osób. Ze zmywania wyrwał mnie telefon. Byłam bardzo zdziwiona, bo jakkolwiek to zabrzmi to raczej niewiele osób do mnie dzwoni. Wytarłam sobie łapki, patrzę, a to przyjaciółka dzwoni. Byłam zdziwiona na maxa, bo ona nie dzwoni prawie w ogóle, zawsze piszemy. A tu jeszcze wieczór? Przez ten ułamek sekundy już miałam czarne wizje, że coś się stało, że może coś z dziećmi albo mężem? Że jakiś wypadek? Szybko odebrałam, a tu przywitał mnie radosny głos z pytaniem czy idziemy do kina, bo za 20 minut zaczyna się seans. Trochę byłam zaskoczona i zasmucona, bo nie dysponowałam funduszami na kino, ale usłyszałam, że mam nie pierdolić tylko się ubierać i zaraz po mnie będzie. Chyba o tym nie pisałam, ale jakoś na początku tygodnia przeglądałam sobie repertuary w kinach, bo miałam wielką ochotę na coś sobie pójść tak po prostu, dla relaksu, ale ostatecznie zrezygnowałam z wizyty w kinie właśnie ze względów ekonomicznych. Najpiękniejsze jest to, że taka forma relaksu i czas spędzony z przyjaciółką była możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że nie piję, bo gdybym piła to nie ma szans, że wieczorem odebrałabym telefon nie mówiąc już o tym, żebym gdziekolwiek wyszła. Trzeźwe życie jest naprawdę super, kocham to.

Poszłyśmy na Jokera, bo tylko ten film był grany. Było to moje pierwsze spotkanie z Jokerem i w ogóle postacią tego typu. Moja wiedza ogranicza się do tego, że wiem, że ktoś taki jest, nosi makijaż, ale z jakiego to filmu? Nie wiem. Jakie uniwersum? Nie wiem. O co chodzi? Nie wiem. Nie wiedziałam nic, ale nie przeszkadzało mi to, bo czas spędziłam miło. Głównie za sprawą przyjaciółki. Na co dzień brakuje nam czasu, żeby się spotykać, bo ma bardzo absorbujące małe dzieci, już nie chcę się wdawać w szczegóły, ale najczęściej nasz kontakt jest Whatsappowy. Dlatego bardzo się cieszyłam, ze możemy spędzić razem trochę czasu. Co do samego filmu to nie wiem.. Dla mnie za dużo śpiewania, bo ja tego elementu w filmach nie lubię, ale przeczytałam, że to musical, więc ciężko mieć pretensję do musicalu, że tam śpiewają. I ogólnie nie zrozumiałam z niego nic, ale to pewnie dlatego, że nie znam kompletnie historii tego bohatera. We mnie wywołał taki jakiś niepokój, zalał mnie od środka szlamem, wyszedł na wierzch cały brud mojej psychiki, bo odpalały mi się różne rzeczy. Te niedobre oczywiście. Niemniej jednak ten film był całkiem ok. Nie ziewałam, nie kręciłam się, nie wyjmowałam telefonu, a czas zleciał szybko.

Powrót do domu to szybka kolacja, rozpiska posiłków na najbliższe dni, lista zakupów i uciekam spać, bo jestem wykończona. A pewnie jeszcze z pół godziny, godzinę posiedzę, żeby to wszystko ogarnąć.

Zakończenie tego dnia jest cudowne, serio. Tego mi było trzeba. Naprawdę. Kocham ten widok w kinie:

20241011_205941.jpg
Źródło: fotografia własna

Śniadanie: owsiany mocarz
Obiad: kura, ryż, warzywa
Kolacja: serek wiejski z jajkami
Woda: 2,2l
Kroki: 12k

Jutro ważenie, trzymajcie kciuki!

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center