Dziennik #284/2024 - straciłam włosy


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Padłam wczoraj jak kłoda i spałam do rana. Obudziłam się o 3:58, a na 4 mam budzik, więc można spokojnie przyjąć tezę, że spałam do budzika. Nie czułam się wypoczęta. Myślę, że w tym śnie brakuje mi przede wszystkim stabilizacji, bo co z tego, że jedną noc śpię jak kamień kiedy pięć innych nie śpię wcale lub szczątkowo. Bardzo czekam na ten moment, kiedy uda mi się wyspać, tak po prostu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kompletnie nie potrafię znaleźć przyczyny moich problemów ze snem, więc nie za bardzo umiem znaleźć rozwiązanie, ale nie poddaję się. Codziennie z mozołem wykonuję dobre praktyki, biorę leki i wierzę, że w końcu będzie lepiej. To, co mogłabym poprawić to brak ekranów przed snem, ale nie będę czarować - nie wychodzi mi to kompletnie. Jedyne co zrobiłam to ustawiłam i w telefonie i na komputerze tryb ochrony wzroku, ale oderwać się od nich odpowiednio wcześnie nie potrafię.

W pracy jest hmmm.. inaczej. Mam od paru dni mocne postanowienie, żeby się nie wkręcać w negatywne rzeczy, które się w tej pracy dzieją i z zaskoczeniem muszę stwierdzić, że mi to wychodzi. Nie wiem jakim cudem. To na co nie mam wpływu to zgłaszam przełożonym i odpuszczam, nie wchodzę w to, żeby nie nakręcać w sobie złości i innych nieprzyjemnych emocji. Dużo się śmieję, czuję się dobrze. Nie wiem w jaki sposób to przepracowałam w końcu, ale chyba małymi kroczkami dążę do tego, żeby debilizm mojej pracy nie destabilizował mi życia. To bardzo trudne, bo ja się w pracę bardzo angażuję i bardzo nią przejmuję, ale nie może być tak, że żyję tylko nią, a dokładnie tak jest kiedy wkręcam się we wszystkie koperkowe aferki i sama sobie podnoszę ciśnienie. Dalej się irytuję, to prawda, ale nie rozkręcam już tego do poziomu białej gorączki i jestem z tego faktu bardzo zadowolona. W listopadzie będziemy mieli dwa tygodnie nocek i zgłosiłam się na ochotnika, żeby te nocki poprowadzić. Po pierwsze dlatego, że nocki są trochę lepiej płatne, po drugie dlatego, że za to, że się sama zgłosiłam to mam niby dostać jakiś tam dodatek do premii, a po trzecie dlatego, że lubię pracować w nocy [choć w tej pracy jeszcze nie miałam okazji]. Cisza, spokój, robisz swoje i nikt nie zawraca dupy. Niestety jestem przekonana o tym, że polegniemy przy zwiększonej ilości pracy z okazji black friday i świąt, bo nasze kierownictwo kompletnie nie myśli naprzód i nie jest przygotowane nic, ale już się tym nie nakręcam. To nie moja sprawa. Ja mam tylko wykonać swoją robotę, nie jestem od prowadzenia magazynu, amen.

Po powrocie do domu zjadłam szybko obiad, wyprowadziłam psa i pojechałam do salonu do przyjaciółki ściąć włosy. Jest fryzjerką rzecz jasna. Zdecydowałam się na cięcie radykalne, ponieważ miałam włosy już do pośladków, a teraz mam do łopatek. Czuję się z tym fenomenalnie. Denerwowały mnie już takie długie. Plątały się, schły dziesięć lat, mycie trwało wieki i w ogóle. Pomimo tego, że nie lubię takich atrakcji, bo w ogóle nie lubię takich "babskich" rzeczy plus jeszcze nienawidzę, gdy mnie ktoś dotyka, a tu dotykana byłam ciągle, bo i mycie i obcinanie i bla bla bla to czuję się jakoś fajnie. Po prostu. Zrobiłam coś dla siebie. Samopoczucie wywaliło mi w kosmos. A do tego przyjaciółka nie chciała ode mnie pieniędzy i bardzo mi z tego powodu było głupio. Mam taki plan, że jak pójdziemy na kawę to ja za nią zapłacę, chociaż tak się odwdzięczę. Wyszłam naprawdę przeszczęśliwa z salonu.

20241010_165518.jpg
Źródło: fotografia własna

Wracając do domu zajechałam zatankować za kilka złotych i weszłam do Biedronki po kilka artykułów higienicznych. Moją uwagę przykuły wafle kukurydziane. Nigdy ich nie jadłam, ale strasznie mnie zaciekawiły. Myślałam, że takie bajery są nie wiadomo jak drogie, ale cena 3,50 zł sprawiła, że postanowiłam spróbować. Chyba świat nie runie w posadach jeśli po wypłacie kupię sobie cokolwiek dla siebie? A może i runie.. Na razie nie zmieszczę ich w makro, ale może w niedzielę? Zobaczymy.

462446754_1979554865824641_8938817150705810959_n.jpg
Źródło: fotografia własna

Po powrocie do domu w sumie nie robiłam nic. Jestem zmęczona. Serio. Trochę sprzątnęłam kuchnię, ale ten syf zdaje się nie mieć końca. Poszłam z psiakiem na spacer i oczywiście złapał nas deszcz, a teraz szykuję sobie obiad na kolejne dwa dni. Jak wszystko przygotuję to idę spać. Dzisiaj kolega w pracy powiedział mi, że dopiero jak stanął bliżej mnie i spojrzał w moje oczy to zobaczył jak potwornie jestem zmęczona i pytał czy wszystko w porządku. Tak, wszystko jest w porządku, to tylko zmęczenie, ale mówiąc zupełnie szczerze to naprawdę wszystko jest w porządku. Turbulencje są raz mniejsze raz większe, ale żyję, jestem, oddycham, więc wszystko gra.

Śniadanie: owsianka z bananem i białkiem
Obiad: makaron z passatą, mięsem i camembertem
Kolacja: twaróg na słodko
Woda: 1,8l
Kroki: 11k

Do juterka.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center