Dziennik #212/2024 - nie wiem


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

Kolejna prawie bezsenna noc. Budziłam się, przewalałam z boku na bok. Totalnie bez sensu. Leki nasenne w nowej konfiguracji nie dają kompletnie nic. A może po prostu przekroczyłam jakiś poziom stresu i tu leki nic nie pomogą? Nie wiem. Rano jak wyszłam z psem na spacer to muszę powiedzieć, że zmarzłam. Nie spodziewałam się, że będzie tak zimno, więc klasycznie jak to latem ubrałam koszulkę z krótkim rękawem i się zdziwiłam.

W pracy był ogień. Jak przyszła o ósmej kierowniczka to się okazało, że trochę nieodpowiednio rozdzieliłam pracę, ale na szczęście udało się to dość sprawnie naprostować. Mamy spore tyły przez co w sierpniu będziemy pracować w niedziele. Fajnie, bo to zawsze dodatkowa kasa. Póki nie mamy pełnego składu to będą nam za niedziele płacić, a nie oddawać wolne co mnie bardzo cieszy. Jak wspominałam kilka dni temu jedna z pracownic straciła syna. Niedługo będzie wracać do pracy, więc dzisiaj za pomocą swojej niedoszłej synowej [dziewczyna rozstała się z tym chłopakiem jakiś czas temu i też u nas pracuje] przekazała prośbę, aby nie przekazywać jej żadnych kondolencji. Jutro będę na ten temat rozmawiać z pracownikami, żeby po prostu dali kobiecie święty spokój i pozwolili przeżywać jej żałobę tak jak tego potrzebuje. Myślę, że to nie będzie łatwa rozmowa. Nigdy takiej rozmowy zresztą nie przeprowadzałam, ale chcę się do niej solidnie przyłożyć, ponieważ chcę, żeby babka miała jak najbardziej komfortowy powrót do pracy. O ile w ogóle w takiej sytuacji można mówić o komforcie, ale wiecie o co chodzi. Bardzo się cieszę, że chce szybko wrócić do pracy. Myślę, że to bardziej lecznicze niż zamknięcie się w domu przed światem. Bardzo ją lubię i nadal jest mi bardzo przykro z powodu jej straty.

Wracając z pracy znalazłam z skrzynce powtórne awizo. Bardzo mnie to zdziwiło, bo nie dostałam pierwszego, ale potem sobie przypomniałam, że to Poczta Polska, więc zdziwiona byłam już trochę mniej. Na awizie jak byk napisane: poczta otwarta od 10 do 18. No to idę. I co? I gówno. Poczta zamknięta, bo w trakcie tych ośmiu godzin pracy jest jeszcze 1,5 godziny przerwy. Nie chciało mi się już wracać do domu, więc poczekałam te 20 minut aż otworzą. W końcu dotarło do mnie upragnione pismo z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Poinformowali mnie, że nałożyli na mnie karę 3,5 tysiąca złotych za brak OC. Na moją prośbę rozłożyli to na raty, więc przez najbliższe dwa lata będę spłacać po 145 zł miesięcznie. Podłamałam się i nawet nie wiem jak to skomentować. Spóźniłam się tylko cztery dni, a czuję się ukarana jakbym zrobiła nie wiadomo co. Rozumiem, że takie jest prawo, ale.. Nie rozumiem. No już mi się nie chce drążyć tego tematu, bo tylko się nakręcam. Jako ciekawostkę dodam, że sprawę wytoczyli mi dokładnie 03.07.2023, a dopiero dzisiaj dostałam list z decyzją ile mam zapłacić. Ponad rok trwała sprawa w trakcie której wymieniliśmy może z trzy pisma, ponieważ na każdą odpowiedź czekałam po kilka miesięcy. Paranoja, po prostu paranoja. Muszę to jakoś przełknąć chociaż mi trudno.

Pojechałam na terapię i tylko się na niej denerwowałam. Nie chcę źle zabrzmieć, że obrosłam w piórka czy coś, ale po prostu terapia podstawowa już mi nie wystarcza. Męczę się tam. Dzisiaj mieliśmy bardzo fajne zadanie polegające na tym, że mieliśmy wypisać zyski i straty z naszego picia. I co? I większość czasu wałkowaliśmy jakieś bzdury, bo z nieznanego mi powodu połowa grupy w ogóle nie zrozumiała zadania. Wykonałam to zadanie dość szybko i otrzymałam od grupy informacje zwrotne kompletnie niezwiązane z tematem. I przez chwilę myślałam, że może jestem przewrażliwiona, ale nie, bo terapeuta potwierdził moje zdanie. Bardzo się tam męczę i bardzo się cieszę, że już za tygodnie przechodzę na pogłębioną. Stresuję się, ale bardzo cieszę.

Wróciłam do domu solidnie podłamana. Jednak wycisnęłam z siebie ostatnie soki optymizmu i próbowałam podnieść na duchu przyjaciela, który ma jutro poważny zabieg głowy. Bardzo się o niego boję. Od około dwóch lat walczy z nowotworem i niby ten zabieg ma zamknąć temat raz na zawsze, ale boję się panicznie. Chciałam wziąć na jutro wolne, ale stwierdziłam, że jakbym siedziała w domu i czekała na wieści ze szpitala to już w ogóle by mi odbijało dlatego spróbuję skupić się na pracy. Chociaż będzie to bardzo trudne. Najwyżej jak będzie źle to poproszę kierowniczkę o zastępstwo i wyjdę wcześniej do domu.

Dalej bardzo źle się czuję psychicznie. Moje załamanie nerwowe się pogłębia. Dobiła mnie dzisiaj kara od UFG chociaż byłam świadoma, że w końcu nadejdzie. Boję się co mi dowali ZUS i skarbówka. Panicznie się boję. Tak się nie da żyć. W ciągłym strachu, lęku, napięciu. Coraz bardziej brakuje mi sił, żeby to wszystko przetrwać. Jestem tak zajechana, że zaczyna to być po mnie chyba bardzo widać, bo kierowniczka z troską zaproponowała mi urlop na piątek, żebym trochę odpoczęła. Zgodziłam się. Chociaż teraz mam wątpliwość czy to był dobry ruch, bo w pracy przynajmniej mam zajęcie i jako tako działam, a w domu jest tragedia. Po prostu tragedia. Nie wiem jak mam się pozbierać. Naprawdę nie wiem.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center