Dziennik #197/2024 - nerwy i Buldak


Źródło: Pixabay


Dobry wieczór.

W sumie spoko spałam, ale nad ranem już gorzej. Tak mniej więcej od trzeciej budziłam się co kilkanaście minut. Przed czwartą dałam sobie spokój w końcu z leżeniem, bo tylko mnie to frustrowało i wstałam, wzięłam prysznic, poszłam z psem na długi spacer i pojechałam do pracy.

W pracy hardkor. Spłynęło nam bardzo dużo zleceń. Nie do przerobienia. Do tego na start przyszły cztery nowe osoby i ja pierwszy raz w życiu musiałam przeprowadzić onboarding. Nie wystrzegłam się drobnych błędów, ale na szczęście wszystkie udało się szybko naprawić. Z dwójki osób jestem po tym pierwszym dniu bardzo zadowolona, bardzo fajne, kontaktowe dziewczyny, a co do pozostałej dwójki to mam bardzo mieszane odczucia. Mam wrażenie, być może mylne, że nie bardzo garną się do pracy. O nic nie pytają, wszystko robią jakoś tak od niechcenia, no nie wiem, wydaje mi się, że nic z tej współpracy nie będzie, ale może się mylę. Zrobiłam dzisiaj dużo dodatkowej roboty i to dobrej roboty, więc byłam z siebie zadowolona. W końcu też mogłam popracować z kierowniczką, bo przyszła do pracy na ósmą, więc od razu pracowało się lepiej. Na szczęście od przyszłego tygodnia już normalnie będziemy razem pracować. Ogólnie była dzisiaj trochę nerwówka w pracy, bo przyjechała spora grupa delegacji z Warszawy, więc wiadomo jak to wygląda. Na koniec pracy też dostałam wkurwa, bo od kilku dni zgłaszam do supportu problem z działaniem jednego raportu na podstawie, którego piszemy rozliczenie zmiany i cóż, zostałam zlana ciepłym moczem. Raport nie naprawiony, a ticket zamknięty, bo tak. Najbardziej jednak drażni mnie podejście wszystkich innych współpracowników, że raport nie działa od dawna, więc mają z tym luz. No nie pojmuję takiego podejścia. Skoro coś nie działa tak jak powinno to dlaczego tego nie naprawić? No, ale sama nie mam siły przebicia, a inni problemów nie zgłaszają, bo mają to gdzieś, więc i moje pojedyncze zgłoszenia mają w nosie. Dzisiaj mi się ta frustracja nawet do kierowniczki wylała. Aż przeklinałam. No nie pojmuję, po prostu.

Wracając do domu zajechałam do Biedronki, bo ostatnio zapomniałam kupić pierdy typu płyn do prania. Jakaś magiczna ręka popchnęła mnie do tego, aby kupić sobie Buldaka, ale do tego jeszcze przejdziemy. Po zakupach wpadłam do domu mokra jak szczur, bo praży u nas dzisiaj niesamowicie, więc nic nie sprawiło mi takiej przyjemności jak chłodny prysznic. Cudo.

Długo dzisiaj rozmawiałam z przyjaciółką. Koło godziny wisiałyśmy na telefonie. Dawno nie rozmawiałyśmy dlatego ta rozmowa tym bardziej mnie ucieszyła. Ostatnio ona była na urlopie, potem ja miałam drugie zmiany i tak się z trzy tygodnie rozmijałyśmy. Lubię z nią rozmawiać. Bardzo mnie wspiera w trzeźwieniu, sama jest trzeźwa już 10 lat. Była moją pierwszą sponsorką, ale przerwałyśmy współpracę na tym polu, bo się po prostu zaprzyjaźniłyśmy, a to trochę wyklucza sponsorowanie. Jest dla mnie bardzo ważną osobą. W piątek mamy jechać razem na ognisko organizowane przez wspólnotę AA, ale ja się jeszcze mocno zastanawiam czy chcę w nim uczestniczyć. Do tej pory ogniska robiliśmy w niedzielę, gdzie każdy miał czas i był wypoczęty, a teraz wymyślili piątek. Ja po pracy jestem ostatnio tak zajechana, że nie mam siły funkcjonować, a co dopiero siedzieć do późnego wieczora na ognisku. No zobaczymy. Na razie podchodzę do tego tematu sceptycznie.

Mam duże nerwy, bo może się okazać, że mam nieprawidłowo złożony PIT z 2020 roku. Czekam na opinię osoby obeznanej w temacie. Jeśli tak to dojdzie mi kolejny poważny problem. Bardzo się boję. Nie dość, że mam przeboje z ZUSem to jeszcze teraz może się okazać, że dojdzie mi kłopot ze skarbówką. Jestem bardzo na siebie zła, bo gdy piłam to kompletnie nie pilnowałam swoich spraw, miałam wszystko w dupie i teraz zbieram tego konsekwencje. Bardzo bolesne. Trochę zaczynam ostatnio od tego wszystkiego upadać na duchu. Po prostu spadło na mnie za dużo w krótkim czasie i nie umiem sobie z tym wszystkim poradzić. Wiem, że jeśli narobiłam kłopotów to muszę po prostu wziąć konsekwencję własnych czynów na klatę, ale nie jest to łatwe. Może jutro się coś okaże.. Ta niepewność wszystkiego co się dookoła mnie dzieje zaczyna mnie wykańczać.

Obejrzałam dzisiaj "Sprawę rodzinną" i ten film jest taaak zły.. Tzn. no może film sam w sobie nie jest taki zły, ot po prostu romansidło zwykłe, ale to jak obecnie wygląda Zac Efron po prostu mnie przeraziło. To zawsze był przystojny gość, który szalenie mi się podobał, ale te jego wszystkie botoksy i inne ostrzykiwania zrobiły z niego jakiegoś podstarzałego dziada. Przysięgam, że aż sprawdzałam na Filmwebie ile gość rzeczywiście ma lat, bo nie mogłam uwierzyć jak on wygląda. No coś okropnego. I w imię czego takie oszpecenie?

Wracając do Buldaka. W sumie wyszło to trochę w pracy jak dyskutowaliśmy o ostrym żarciu i postanowiłam spróbować. Wzięłam dwa, bo były dwa. Czarnego i 2 x spicy. Nie wiedziałam, który jest gorszy, więc na pierwszy rzut wzięłam czarnego. Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją czyli ugotowałam w garnku makaron, potem zalałam go sosem, pomerdałam i wsypałam zioła. Bardzo dziwny, niezbyt przyjemny zapach miał ten makaron. Co ciekawe makaron sam w sobie jeszcze w suchej postaci był tak tłusty, że całe palce mi się świeciły, a po włożeniu go do wody momentalnie pływały oczka tłuszczu. Bardzo dziwne zjawisko. W każdym razie jak makaron trochę ostygł to spróbowałam i zapłonęłam ogniem piekielnym. Może przesadzam, ale ja po prostu nie jestem fanką ostrego. Momentalnie zaczęły mnie piec usta, gardło i przełyk. Nie to jednak było najgorsze w tym wszystkim. Najgorsze w tym wszystkim było moje rozczarowanie smakiem. Ten makaron jest po prostu niedobry. Poza ostrością nie oferuje nic z wyjątkiem jakiegoś dziwnego, bardzo nieprzyjemnego gorzkiego posmaku. No nie. To jest po prostu niedobre. Nie zjadłam do końca już nawet nie ze względu na ostrość, bo z tą jakoś z trudem, ale jednak dawałam sobie radę, a właśnie ze względu na ten dziwny posmak. Drugiej wersji na pewno nie zjem, bo mi po prostu nie smakowała. Mogłabym się męczyć z ostrością, gdyby ten makaron był smaczny, ale tak? Po co? Po jedzeniu wyciągnęłam lody także żar w buzi udało się ugasić po kilkunastu minutach i było naprawdę git. Nie wiem z jakiego powodu ten makaron jest tak uwielbiany, ja do grona fanów nie dołączę.

I tyle chyba. Idę się położyć, bo jestem naprawdę padnięta, a jutro znowu trzeba wcześnie rano wstać.

Do jutra.

H2
H3
H4
3 columns
2 columns
1 column
Join the conversation now
Logo
Center