Przyznam się szczerze, że zanim w ogóle sięgnęłam po tę książkę, miałam już pewne oczekiwania co do niej i już powiedzmy wyrobione jakieś zdanie. Miałam już wcześniej okazję poznać inne teksty Natalii K. Palonek i już wtedy mi się one podobały. Spodziewałam się, że w przypadku tej książki będzie podobnie. Nie zawiodłam się!
Jednak w trakcie czytania, stwierdziłam, że czyta mi się tę książkę zupełnie inaczej niż wszystkie inne. Może właśnie dlatego, że znam osobiście autorkę i nieustannie, kiedy czytałam, miałam w głowie myśl, że to ona napisała to dzieło. W niektórych momentach wypowiedzi bohaterów były takie typowe dla niej i ukazywały jej charakterystyczny humor i sarkazm... Cóż najwyraźniej coś w tym jest, że bohaterowie czasami przejmują cząstkę osobowość autora...
No ale... Chyba tak jak większość osób, które czytały książkę, ani trochę nie spodziewałam się czegoś takiego! Zdecydowanie wyrosłyśmy już z historyjek, które pisałyśmy kiedyś...
Kto się czubi, ten się lubi... to była pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy po pierwszym spotkaniu Alice i Spencera i w ogóle przychodziła mi do głowy niemal za każdym razem, kiedy znajdowali się w swoim towarzystwie...
Historia od początku mnie wciągnęła i nie mogłam się od niej oderwać. Spodziewałam się pewnych rzeczy, ale nie aż takich i to było fajne, bardzo pozytywnie się zaskoczyć i momentami nawet zaszokować. Książka naprawdę mi się spodobała, nawet mimo tego, że ogólnie to nie jestem miłośnikiem takich klimatów… Choć może to jest właśnie to… W końcu to nie jest taki typowy romans! Tytuł może bardzo zwieść (i to już nie chodzi o sam gatunek, tylko w ogóle o całą fabułę!), autorka udowadnia to z każdym kolejnym rozdziałem. Bohaterom nieustannie towarzyszy niepewność, coś jest ciągle niewyjaśnione, niepokój jest prawie na porządku dziennym…
Fabuła ukazuje wiele różnych problemów i to, jak bohaterowie próbują sobie z nimi radzić, czasami w nienajlepszy sposób… Ale cóż, przykre wydarzenia prowadzą do wielu innych czasem zwariowanych, czasem nawet gorszych niż wszystkie inne. Jednak jak się okazuje, tu nie ma przypadku, a plan idealny… Zaraz, można to tak w ogóle nazwać? Może raczej: prawie idealny?
Cóż, przekonajcie się sami…
Co do końcówki, tak się nie robi! Autorka jest wzywana do mnie na dywanik z gotowymi wyjaśnieniami i spojlerami!