czyżby łotewski odpowiednik Starego Olsy O_o ?! (nie mylić z Corvus Corax)
wróćmy jednak do skrótu dni ostatnich (bardziej już teraz jak widzę na własny użytek, powstaje gryzmoło-waty blockchainowy dziennik)
niedziela - wróciłem z Psychosyntezy/ z Węgrzców po 9 rano - więc dzień był ciężki - po minimalnym odespaniu (do 14 około :) !) , ostatecznie spacer był koniecznością bo skończyła mi się po domówce tabaka - przez chwilę rozważałem nawet przejażdżkę na Kazimierz do lepiej zaopatrzonego sklepiku tytoniowego - ale skończyło się na spacerze po osiedlu i czerwonej tabace Red Bull
obrazek z domu gospodarza Krzysztofa - ładny !
w poniedziałek wraz z koleżanką V. zbieramy się zwiedzać Wawel (nie byłem pewno koło 6 lat) motywacja do porannego zwiedzania w postaci darmowych biletów (co poniedziałek) motywuje do rozpoczęcia wycieczki po 10 rano (wejścia są do 12:30) przebiegliśmy praktycznie przez parter (sakralna sztuka wczesna - XV w + - )
dalej przez komnaty reprezentacyjne - niestety tempo było bardzo szybkie (nie moja decyzja) więc poprzyglądałem się rzutem oka każdej sali i zdążyłem zrobić kilka zdjęć, zbyt wiele zresztą jak zwykle by wszystkie tu zamieszczać. Tak czy inaczej na ten spacer poświęciłbym chętnie trzykrotnie dłuższy czas ...
Po krótkiej przerwie poszliśmy obejrzeć "Wawel Zaginiony" czyli najwcześniejsze części wzgórza - archeologiczne odkrycia i lokacje
dalej spędziłem kilka godzin na świetlicy przy ulicy Krakowskiej, przetestowałem obiad hawajski z restauracji Hilo i wróciwszy się na Estery do charity shopu po tybetański talerzyk ozdobny (ktoś mnie ubiegł) zaznałem nowe buty (nie łatwo o rozmiar 46 zazwyczaj) a nawet spodnie, niestety jedne będę musiał reklamować do potargały się zapewne od siodełka roweru praktycznie od razu - tak czy inaczej obniżka 50 % na ubrania przypadkowo akurat trwająca w ten poniedziałek sprzyjała zakupom.
Mając krótkie okienko - zbyt krótkie by ruszać na Szujskiego (arteteka) lub na Plac biskupi - zajrzałem do biblioteki przy Dietla / Starowiślnej - co niespodziewanie skończyło się wypożyczeniem "Upadku Gondolinu" J.R.R. Tolkiena (ostatni manuskrypt wydany rzecz jasna długo po śmierci autora - co ciekawe manuskrypt pierwszej praktycznie powieści / noweli (siedemdziesiąt-kilka stron, z przypisami ponad 200)
zdjęcie już z wieczora z @krolestwo
Po 20 tej po typowej dla poniedziałku wizycie 18:30-20 w ośrodku zen KOZ (Kwan-Um) doceiaram do Cafe-Szafe na Bloody Monday (przegląd bardzo złych / tanich i niszowych filmów, horrorów czasem tak źle realizowanych że aż śmiesznych) wydaje mi isę, że już nie raz wspominałem o tych wydarzeniach.
tym razem padło na samarytańsko-włoski (kręcony w Rzymie) slasher (nie nazwę filmu horrorem bo brakło elementów nadprzyrodzonych) w reżyserii Davida Schmoellera
sama osoba Klausa Kinskiego zasługuje zapewne na osobny wpis - a Crawlspace na bardziej rzetelną recenzję - film miał jedną niewątpliwą zaletę był krótki, także atmosfera palarni w sali z rzutnikiem dała mi się wyjątkowo we znaki ( opary dymu).
W CRAWLSPACE Kinski gra syna nazistowskiego lekarza - który rozsmakowawszy się w aktach eutanazji (początkowo chorych pacjentów) przeniósł się z Południowej ameryki do Stanów by wynajmować pokoje młodym atrakcyjnym kobietom w kilkupiętrowej kamienicy.
Kinski swoim zwyczajem podobno niemożebnie utrudniał pracę ekipie i skonfliktował się z reżyserem - do tego stopnia że rzekomo włoscy współproducenci sugerowali upozorowanie wypadku na planie i odebranie pieniędzy z polisy ubezpieczeniowej na życie aktora - do czego niestety nie doszło . Tak przynajmniej twierdzi David Schmoeller w krótkim dokumencie wydanym lata później
tak czy inaczej film nie był specjalnie śmieszny (ani straszny w co celowano) - raczej maksymalnie niesmaczny , ciekawostka około 1/4 fabuły dzieje siew przewodach wentylacyjnych budynku (podglądanie lokatorów i pościgi) podobno specyfika kina lat 80 tych.
ENGLISH
Could it be the Latvian equivalent of Old Olsa O_o ?!! (not to be confused with Corvus Corax)
but let's go back to the abbreviation of the last days (more now as I see for my own use, a gritty blockchain journal is being created)
Sunday - I got back from Psychosynthesis/ from Węgrzce after 9am - so the day was tough - after minimal sleep (until 2pm around :) !) , finally a walk was a necessity because I ran out of snuff after the house party - for a while I even considered a ride to Kazimierz to a better stocked tobacco store - but ended up with a walk around the estate and a red Bull snuff
picture from host Christopher's house - nice !
on Monday my friend V. and I get together to visit the Wawel Castle (I haven't been for sure around 6 years) the motivation for the morning tour in the form of free tickets (every Monday) motivates to start the tour after 10am (entrances are until 12:30) we practically ran through the first floor (sacred early art - 15th century + - )
Continued through the representative chambers - unfortunately the pace was very fast (not my decision) so I took a quick look at a glimpse of each room and managed to take a few photos, too many by the way to post them all here. Anyway, I would gladly spend three times as much time on this walk ....
After a short break, we went to see the "Lost Wawel" or the earliest parts of the hill - archaeological discoveries and locations.
I further spent a couple of hours at the community center on Krakowska Street, tested the Hawaiian dinner from Hilo restaurant and having returned to Estery to the charity shop for a Tibetan decorative plate (someone preceded me) I experienced new shoes (not easy to get size 46 usually) and even pants, unfortunately one I'll have to advertise for probably got scuffed from the bike saddle practically immediately - anyway the 50% discount on clothes coincidentally lasting on that Monday was conducive to shopping.
Having a short window - too short to move on Szujskiego (arteteka) or Bishop's Square - I looked in the library at Dietla / Starowiślna street - which unexpectedly ended up with borrowing J.R.R. Tolkien's "The Fall of Gondolin" (the last manuscript published, of course, long after the author's death - interestingly enough, the manuscript of the first practically novel / novella (seventy-some pages, with footnotes more than 200).
photo already from the evening with @county
After 8pm this after a typical Monday 6:30pm-8pm visit to the KOZ (Kwan-Um) zen center I doceiaram to Cafe-Szafe for Bloody Monday (a review of very bad/expensive and niche films, horror movies sometimes so badly realized as to be funny) I think I've mentioned these events more than once before.
This time it fell on a Samaritan-Italian (shot in Rome) slasher (I won't call the film a horror because it lacked supernatural elements) directed by David Schmoeller
the person of Klaus Kinski himself probably deserves a separate entry - and Crawlspace for a more honest review - the film had one undoubted advantage it was short, also the atmosphere of the smoking room in the room with the projector gave me a special feeling ( smoke fumes).
In CRAWLSPACE Kinski plays the son of a Nazi doctor - who, having indulged in the act of euthanasia (of initially sick patients), moved from South America to the States to rent rooms to young attractive women in a several-story apartment building.
Kinski, by his habit, reportedly made things impossibly difficult for the crew and conflicted with the director - so much so that the allegedly Italian co-producers suggested faking an accident on the set and taking money from the actor's life insurance policy - which unfortunately did not happen . At least that's what David Schmoeller claims in a short documentary released years later
anyway, the film was not particularly funny (nor scary what was aimed at) - rather maximum unsavory , curiosity about 1/4 of the plot happens seeding the ventilation ducts of the building (peeping at tenants and chases) supposedly the peculiarity of the cinema of the 80s.
Translated with www.DeepL.com/Translator (free version)