Wstęp
Dużo myślę. Rozważam o wszystkim - o człowieku, o świecie, o Bogu (we wszystkich możliwych formach), o samym sobie i wciąż nie mam dość. Mój nałóg myślenia jest trochę uprzykrzający, a nawet irytujący, jednak cóż mi pozostało więcej niż myśleć? Myślę więc jestem.
Ostatnio niesamowicie natchnęło mnie, żeby sięgnąć po dzieła wielkich ludzi, którzy podobnie jak ja, ciągle myśleli. Tylko w przeciwieństwie do mnie, oni dochodzili do jakichś konkretnych wniosków i wydawali wielostronicowe książki o ściśle określonych zagadnieniach dotyczących jednostki ludzkiej, świata doświadczalnego i sposobów poznania go. Pisali o kwestiach o których może nawet ja sam się do tej pory nigdy nie zastanawiałem.
Nie wiedziałem którego filozofa wziąć na pierwszy ogień - tak żeby się szybko filozofią nie zrazić, tak żeby się może nią zainteresować, a w najlepszym wypadku nawet wgłębić się i wciągnąć w tę dziedzinę. Wybór padł na Arthura Schopenhauera, niemieckiego filozofa, jednego z najwybitniejszych filozofów, twórcy pesymizmu.
Czego akurat on? Sam nie wiem. Od kogoś trzeba zacząć. Wybrałem książkę O podstawie moralności. Szczerze mówiąc zawsze mnie ten temat interesował - skąd pochodzi ludzka moralność? Co ma na nią wpływ? Czy człowieka, który czyni dobre, godne pochwały czyny można już uznać za moralnego? Po opisie książki wyszło na to, że Schopenhauer powinien dać mi szerokie odpowiedzi na te pytania.
Szczerze bałem się, że książka będzie pełna filozoficznych, mało zrozumiałych zdań, których w żadnym wypadku nie zrozumiem i zniechęci mnie to do dalszego poznawania tej ciekawej dziedziny jaką jest filozofia, ale dałem jej szansę. Przeczytałem książkę i chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami dotyczącymi jej.
Powód powstania książki
W dawnych czasach zdania filozofów na dane tematy były bardzo semantyczne, ważne i pożądane przez władze, rządy oraz towarzystwa naukowe. Dnia 30 stycznia 1840 roku Królewskie Duńskie Towarzystwo Naukowe ogłosiło konkurs skierowany do filozofów - dość powszechne zjawisko w owym okresie. Tematem konkursu było zapytanie o kwestie moralne i etyczne - skąd pochodzi moralność? Co stanowi jej podstawę? Jakim sposobem poznania można ją zbadać i czy w ogóle można? Zadania podjął się Schopenhauer nie ukrywając, że jest to bardzo trudny temat do wyłożenia.
Treść książki
Mottem książki jest Głosić moralność jest łatwo, uzasadnić trudno. Swoje dzieło Arthur rozpoczyna od surowej krytyki filozofii etyki Kanta - wówczas znanej, cenionej, poważanej i chętnie wykładanej na uniwersytetach czy poruszanej w książkach. Schopenhauer dokonuje pewnego rodzaju przełomu dowodząc, że Kantowska etyka opiera się na teologii moralnej i w związku z tym jest zbudowana na nietrwałych fundamentach. Owe fundamenty to obowiązek, nakaz, powinność czy prawo - nie są to, wg. Schopenhauera, trwałe podstawy na których można oprzeć ciężar moralności. Dowodzi on bowiem, że etyka Kanta opiera się głównie na egoizmie, interesowności czy bojaźni wobec sankcji co już wyklucza czystą, bezinteresowną moralność. Obrywa się również imperatywowi kategorycznemu, również dowodząc, że jest to zasada egoistyczna u samych podstaw i ciężko nazywać ją czysto moralną.
Krytyka Kanta, i przy okazji innych filozofów tj. Fichte, Schiller czy Hegel ("ciężki, bezmózgi szarlatan"), zajmuje niemal połowę dzieła. Łatwo sobie wyobrazić jakie emocje targały autorem, że tak pewnie i chętnie, nie bojąc się o długość wywodu, odważył się na tak długą krytykę i polemikę z wówczas wielkimi niemieckimi filozofami (w szczególności Immanuel Kant).
Następnie następuje obniżenie ciśnienia i Schopenhauer decyduje się na przedstawienie własnej, tej właściwej, podstawy moralności i co za tym idzie wszelakich cnót, jakich nazywa kardynalnymi. Opiera on moralność na współczuciu, a z tej podstawy wyprowadza dwie cnoty: sprawiedliwości i miłości bliźniego.
Wywód jest zrozumiały, rzeczowy, argumenty bardzo życiowe i przekonujące, zaś treść bardzo rozwijająca determinująca do dalszego poznawania filozofii i innych autorów. Nad wieloma rzeczami wcześniej się nie zastanawiałem, autor w wielu kwestiach oświecił mój umysł i rozwinął me poznanie. W lekturze nie brakuje dość jasnych uszczypnięć wobec chrześcijaństwa, kleru (bierność wobec zwierząt) i wielu porównań do mądrość dalekiego wschodu z korzyścią dla nich i wyższością nad religią europejską. Jednak sam nie może ująć tej cnoty jaką posiada chrześcijaństwo, mianowicie miłość do bliźniego swego, nawet jeśli nasz bliźni czyni nam zło. Uważa to wręcz za sprawiedliwość niebiosów.
W wielu kwestiach filozof mnie przekonał do swoich racji, ale moja zgodliwość wobec myśli autora wynika raczej z tego, że jest to pierwsze filozoficzne dzieło jakie czytam i mój brak doświadczenia w filozofii nawet nie pozwala mi się z Arthurem nie zgadzać. Jednak mocno doceniam tego filozofa i jego lektura stanowiła wiele odkryć wobec samego siebie i świata w jakim żyję.
Na końcu autor zawarł, w formie dodatku, jego metafizyczne rozważania wobec etyki i są to kwestie naprawdę wartościowe i wręcz powiedziałbym nowatorskie. Jedną z owych rozważań jest na przykład kwestia wrodzonej dobroci niektórych ludzi. Schopenhauer mówi, że takie jednostki o dobrym sercu postrzegają inaczej świat. Mianowicie patrzą na ludzi jako na 'jeszcze jedno ja'. Ich tożsamość nie jest wyodrębiona. Z innymi ludźmi stanowią jedność. Jest to najwyższy wyraz empatii, która pozwala na metafizyczne wejście w innego człowieka i odnalezienie w nim swojego ja (podobne emocje, pobudki, myśli, słabości itp). Według Schopenhauera źli ludzie właśnie traktują siebie jako odrębną jednostkę i nie czują żadnej metafizycznej więzi z innymi ludźmi. Powaliło mnie to na kolana. Słowem zagłębianie się w umysł autora było bardzo inspirujące i intrygujące.
Niestety książka i argumentacja autora okazała się nie być wystarczająca, żeby Królweskie Towarzystwo mogło przyznać nagrodę. Tłumaczyli to tym, że autor powinien skupić się przede wszystkim na metafizyce etyki (którą zawarł jedynie jako dodatek na końcu książki), a nie na suchej, rzeczowej analizie. Zwyczajnie Schopenhauer nie do końca zrozumiał Towarzystwo, albo ono niedostatecznie się określiło. Tak czy owak nagroda nie została przyznana jeszcze z jednego powodu - zbyt ostra krytyka wielkich filozofów za którą można się wręcz obrazić.
Nadal czuję, że nie wyniosłem, wyciągnąłem z książki wszystkiego co chciałem, więc moją powinnością jest ponowna lektura. Przynam szczerze, że nie jest to dobra lektura na pierwszą styczność z filozofią, ponieważ część krytyczna Kanta jest miejscami bardzo ciężka, niejasna, nieczytelna i zbyt przefilizofowana co nie pozwala na jasne zrozumienie 'kazania', a nawet pozwala na szybkie zniechęcenie się filozofią. Jednak gdy się przebrnie te ciężkie części, na horyzoncie będzie można zauważyć twórcze, inspirujące rozmyślania autora. Słowem warto sięgnąć po lekturę, a ja już wziąłem się za kolejne filozoficzne książki, mianowicie "Trwoga i drżenie" Kierkegaarda - lektura ciężka i wymagająca.
UWAGA!
Podobną recenzję zamieściłem w serwisie Lubimy czytać z dnia 17.03.2020 pod pseudonimem witek2000. Informuję, żeby nikt mnie nie podejrzewał o plagiat, jest to moja autorska praca.