Cześć.
W tym wpisie nie będzie grafiki ani innych zabiegów stylistycznych. Czy innych pierdół. Tym wpisem mam nadzieję ukrócić plotki na mój temat, na temat tego miejsca i w ogóle. Będzie jeden wielki chaos.
Stuknął mi rok na Steemit. Nie pamiętam kiedy dokładnie, nie chce mi się strzelać, bo nie o tym ten wpis, ale to było jakoś w tym miesiącu. Jaki był ten rok? Steemitowo fajny, życiowo chujowy. Ale nie o tym.
Dlaczego zniknęłam i dlaczego wyczyściłam wpisy?
Ponieważ próbowałam się zabić. Przerosła mnie rzeczywistość w stopniu, w jakim miała już tego nie zrobić. Normalnie pewnie z tego tytułu wyrzygałabym Wam stos wpisów o tym jak to się źle czuję i jak to próbuję się ogarniać. Jednak ten raz był inny. Ten razu czyli drugi. Bo urodził mi się chrześniak. Ta mała kruszyna na mnie liczy. A ja bardzo go kocham i nie pozwolę, żeby mógł mnie znać tylko z nagrobka. Niestety, żeby to osiągnąć jest tylko jedna metoda: terapia.
Nie ma co pierdolić kocopołów jak to znajomy szwagra teściowej kuzynki brata babci sam się ogarnął. Jeśli Twój stan jest tak poważny jak okazał się mój to się sam nie ogarniesz. Ja się ogarnęłam na tyle, że w końcu poszłam do psychiatry. Boże, jak płakałam przed samą wizytą. Ale wzięłam się w garść i poszłam. Dla Bartosza i dla siebie. Okazało się, że mam depresję, ChAD i cierpię na pracoholizm. Pan doktor zapisał mi garść leków i kazał się trochę uspokoić za ich pomocą zanim rozpoczniemy terapię.
Zaliczam górki i doliny z naciskiem na to drugie, ale jakoś próbuję sobie radzić. Trochę żartobliwie sobie powtarzam, że skoro wydałam tyle kasy na lekarza i leki to nie mogę się poddać.
Nie da się wyzdrowieć bez lekarza, bez pomocy specjalisty.
Dlaczego zniknęły wpisy z bloga? Ponieważ za bardzo kisiły mnie w przeszłości. Albo pisałam o swojej przeszłości cały czas rozdrapując te same rany i cierpiałam wywalając te uczucia chociaż miało to być terapeutyczne albo w chwilach załamania czytałam wszystko co napisałam wcześniej i dowalałam sobie jeszcze bardziej. Przecież to bez sensu. A poza tym jest jeszcze jeden powód.
Nie chcę, żeby ktoś, kto kiedykolwiek zwątpi w swoje życie przeczytał te wpisy. Można z nich wywnioskować, że mam się bardzo dobrze z moją własną depresją. A wcale tak nie jest. Każda osoba na zakręcie życiowym mniejszym lub większym powinna wiedzieć, że trzeba jak najszybciej biec po pomoc, a nie taplać się we własnym gównie.
Wierzę, że każdemu człowiekowi na świecie jest pisane szczęście. Bliżej lub dalej ale jednak gdzieś. Piszę bez ładu i składu, ale przecież to u mnie trochę taki standard. Wierzę jednak, że ten wpis trochę rozjaśni.
Czy tu wrócę? Nie wiem. Na ten moment nie wiem nic i szczerze mówiąc wiedzieć nie chcę. Oddaję się w pełni terapii i szukaniu nowej pasji [pisanie, muzyka, rower, grafika? szukam wciąż]. Tak czy siak dobrze jest pozostawić po sobie czystą atmosferę i uciąć plotki.
Ściskam mocno.
PS. @rozku Dziękuję, że jesteś. Nie sądziłam, że spamy wzajemne aż telefon płonie mogą być takie miłe. Jesteś dobrem jak najlepszy sernik świata.
No i że robisz użytek z mojego skromnego SP, ale to już pomniejszy temat.