Od roku siedzimy w domach. Czy to mając jeszcze zapasy, czy też dokupując kolejne puszki na Apokalipsę Zombie. Miłościwie nas opodatkowujący rząd Mateusza Morawieckiego, zapowiada coraz to nowe formy lockdownu, czy też narodowej kwarantanny. Ciężko mieć cierpliwość, zrozumienie, a nawet starać się usprawiedliwić taki stan rzeczy.
Im dłużej słucham medialnego bełkotu, tym bardziej dochodzę do wniosku, iż ci znienawidzeni przez społeczeństwo, pazerni na kasę i chcący oskubać nas z dudków prywaciarze (wydźwięk negatywny, mają cholerną rację. Cała akcja z wirusem jest zasłoną dymną dla czegoś znacznie większego i mającego znacznie bardziej odczuwalne skutki.
Dodrukują nam pieniędzy, bo przezorni obywatele wypłacili oszczędności z banku i pochowali je po słynnych materacach i poduszkach. Litościwie NBP obniży stopy procentowe do zera, abyśmy pieniądz przeznaczyli na konsumpcję i rozruszali gospodarkę. Ta gospodarka już dogorywa. Zastanówcie się...
Mamy za mało pieniędzy na rynku, ponieważ obywatele trzymają oszczędności w domach. NBP chcą zachować płynność, dodrukowuje kolejne miliony polskich złotych. Niby to dla naszego dobra, a w sumie również dla przykrycia problemu, który w końcu musi nas dotknąć. Inflacja, czy tego chcemy, czy nie, zapuka do nas z nadejściem wiosny.
Dodrukowano pieniądze na kolejne edycje tarcz antykowidowych, które to pieniądze trafiły na konta oszczędnościowe korporacji. Oczywiście nie w każdym przypadku. Konkretnie mam na myśli międzynarodowe korporacje, które nie potrzebują dodatkowych pieniędzy z zewnątrz, gdyż dobrze sobie radzą w kryzysie. Ale gdy ktoś da, to wezmą.
PROBLEM pojawi się wtedy, gdy zarówno oszczędności jak i kasa z kont zostaną wyciągnięte na rynek. Inflacja to nie tylko dodrukowanie pieniądza, przy nie rózniącej ilości dóbr do nabycia, ale również tempo wpompowywania tych pieniędzy na rynek. Jeśli zrobimy to powoli, być może część z nas zauważy dziurę w portfelu zbyt późno.
Niebawem pierwsze tarcze przestaną dopłacać do zbankrutowanych interesów, ludzie wyciągnął pieniądze i się zacznie. Już widać wzrosty cen niektórych produktów pierwszej potrzeby. Koszyk przeciętnego Kowalskiego jakoś dziwnie się zwiększył w stosunku do zakupów sprzed pandemii.
Mamy kryzys, bez różnicy, czy wierzymy w bajki rządowych mediów czy nie. Nie jesteśmy zieloną wyspą. Jesteśmy Bangladeszem, wysypiskiem i szrotem Europy.
Amen.
Grafiki - źródła: