A jak tam Wasze dzieci?
Od zawsze w każdej klasie było mnóstwo średniaków, kilku kujonów i paru słabszych uczniów(nie wnikam, czy byli mniej zdolni, czy leniuchy, czy nieambitni, czy po prostu od pierwszych dni edukacji traktowali szkołę jak zło konieczne).
Dla ambitnych były kółka zainteresowań zwieńczone olimpiadami, dla dwójkowych zajęcia wyrównawcze.
Po szkole dzieciaki szybko odrabiały lekcje, żeby iść na trzepak, na SKS albo na sanki.
Teraz praktycznie każdy wysyła dzieci na zajęcia pozalekcyjne. I nie, nie tylko te słabsze, żeby podciągnęły się z materiałem, ale i zdolniachy, żeby zawstydziły nauczyciela(?).
Pytam, po co Wam zatem nauczyciele? Po co stracone godziny w szkole?
Budynki te traktowane są teraz jako przechowalnie dzieci na czas Waszej pracy.
Rodzice fundują swoim pociechom wyścig szczurów od najmłodszych lat.
Naprawdę Wasze dzieci tego potrzebują?
Dlaczego nie pogonicie tych pseudonauczycieli, którym sami płacicie pensje? Ile warta jest ich niekompetencja? Policzcie zatem, ile miesięcznie wydajecie na "korki".
Najlepiej wychodzą na tym dzieci z ubogich rodzin. Nie stać ich na dodatkowe zajęcia, więc mają swoje dzieciństwo.
Reszta pędzi i nawet nie zauważa, że minęła już podstawówka, a w szkole średniej dopiero się zacznie...
Czas zmienić tę żenującą edukację, opartą na odmóżdżajacych testach i zabijającej kreatywności!
Bez tej zmiany, a raczej wypalenia żywym ogniem, nic nie zmienimy, bo
TAKIE BĘDĄ RZECZYPOSPOLITE, JAKIE ICH MŁODZIEŻY CHOWANIE.
Chylę jednocześnie czoła przed wszystkimi Syzyfami systemu edukacji.
W Was jest jeszcze nadzieja.
Przykro mi, że zamiast zająć się nauczaniem, jesteście wciągani w zbędne procedury i papierkologię.